Mężczyzna w obliczu własnej śmierci
Mężczyzna w obliczu śmierci – co właściwie sprawia, że dopiero wtedy decyduje się sięgnąć po psychoterapię?
Jest coś bardzo szczególnego w momencie, gdy mężczyzna naprawdę konfrontuje się z własną śmiertelnością. Nie w teorii. Nie w rozmowach przy piwie. Nie kiedy mówi „wszyscy kiedyś umrzemy, haha”. Tylko wtedy, kiedy ciało zaczyna wysyłać sygnały, kiedy diagnoza jest poważna, kiedy lekarze przestają mówić „spokojnie”, tylko zaczynają mówić „proszę uporządkować ważne sprawy”.
Wtedy coś się zmienia.
Mężczyzna – często po raz pierwszy – zaczyna widzieć swoje życie tak, jakby oglądał je z pewnego oddalenia. Już nie ma czasu na udowadnianie, na zdobywanie, na bycie „twardym”. I nagle okazuje się, że to, czego brakowało najbardziej, to… rozmowa. Prawdziwa. Bez masek. Bez ról. Szczera. Otwarta.
Dlaczego tak późno?
Bo większość mężczyzn została wychowana w kulturze: „radź sobie sam”. To jest takie niepisane credo męskiej tożsamości. I dopóki życie jedzie na pełnym gazie – praca, rodzina, obowiązki, kredyty, projekty, treningi, zagraniczne podróże do odległych miejsc – często wtedy nie ma przestrzeni, żeby się zatrzymać i zapytać: „Jak ja się naprawdę mam?”.
Aż do momentu, w którym nie da się już nie zatrzymać.
Choroba, perspektywa rychłej śmierci, albo po prostu bardzo intensywne cierpienie psychiczne – to jest jak zatrzaśnięte drzwi, których nie da się już wyważyć siłą. One wymuszają refleksję. Wymuszają kontakt. I mężczyzna czuje, że nie chce już umierać z historią, której nikt nie poznał. Że chce, żeby ktoś usłyszał jego opowieść. Żeby ktoś pomógł mu zrozumieć, jakie znaczenie miało to wszystko, co przeżył.
Umów wizytę
Co jest wtedy najważniejsze?
Nie chodzi tylko o to, żeby mu ulżyć. Nie chodzi o to, żeby cokolwiek „naprawić”. Bo czasem nie da się naprawić. Nie chodzi nawet o pocieszenie.
Chodzi o spotkanie. O bycie. O towarzyszenie.
Takie prawdziwe, ludzkie. Gdzie może powiedzieć rzeczy, przed którymi uciekał przez całe życie. Gdzie może płakać. Albo milczeć. Gdzie może przyznać, że się boi. Najpierw o swoich bliskich – tych, którzy pozostaną. A potem może też o siebie. O obawie o to, co będzie jak ten moment już przyjdzie, a czasem także o tym, co może być potem.
I bardzo często to jest pierwszy moment, w którym mężczyzna naprawdę dopuszcza do siebie swoją śmiertelność. Bo już nie ma czego bronić. Już nie da się uciekać.
I to jest niesamowicie odważne. Spojrzeć prawdzie w oczy. Nawet tej najtrudniejszej.
Co daje terapia w obliczu zbliżającego się końca?
• Porządkowanie sensów – zrozumienie, co było ważne, co było trudne, co było naprawdę jego.
• Godzenie się z przeszłością – z żalem, winą, błędami, których nie da się już naprawić czynem, ale można naprawić słowem.
• Spotkanie z emocjami, od których uciekał – lękiem, smutkiem, żalem, tęsknotą.
• Przyjęcie miłości – często po raz pierwszy człowiek pozwala sobie, aby być kochanym, zamiast tylko kochać innych.
• Dopuszczenie życia do serca – żeby już nie trzymać go wyłącznie w głowie.
Czasem te spotkania są krótkie. Kilka tygodni. Czasem kilka miesięcy. Ale mają niezwykłą intensywność. Czasem odbywają się nawet codziennie. One naprawdę potrafią zmienić końcówkę całej historii życia. Czasem potrafią sprawić, że godzenie się z bliskim końcem jest głębsze, ale też bardziej spokojne, wartościowe, naturalne.
Taki mężczyzna, wobec zbliżającego się końca, sięga po terapię, bo w końcu czuje, że już nie musi być bohaterem własnego życia. Że może być człowiekiem. Po prostu człowiekiem – który czuje, który się boi, który ma nadzieję, który żałuje, który kocha. I który bardzo nie chce umierać.
I to bywa ogromną ulgą. Taką, która pozwala przeżyć resztę życia zupełnie inaczej niż dotąd. I zupełnie inaczej, niż mogłoby się wydawać w takich okolicznościach.
Ten mężczyzna nie umiera już jako projekt, jako rola, jako „ten, co wszystko ogarniał”.
Umiera jako człowiek, który odnalazł w sobie własną historię i wypowiedział ją na głos.
I czasem właśnie to wystarcza, żeby odejść w zgodzie.
I jest jeszcze jedna rzecz, o której rzadko się mówi.
Coś, co dotyka każdego mężczyzny – niezależnie od wieku, doświadczeń, sukcesów, porażek.
To pytanie:
Czy ja byłem wystarczający?
Czy byłem wystarczająco dobrym człowiekiem?
Czy byłem wystarczająco obecny jako partner?
Czy dałem światu coś, co zostanie?
Czy ktoś w ogóle zapamięta mój głos, moją twarz, moje gesty?
Czy ktoś będzie tęsknił? Czy jest szansa, że w kimś zostanie kawałek mnie na zawsze?
Mężczyzna często niesie to pytanie w sobie przez całe życie, ale czasem nie wypowiada go na głos przez całe życie. Bo przecież „nie wypada”.
Bo przecież ma być pewny siebie.
Silny.
Zdecydowany.
A gdzieś głęboko, bardzo cicho…
jest ten mały chłopiec, który chciał usłyszeć:
„Jestem z Ciebie dumny, z tego, kim jesteś. Naprawdę.”
I w obliczu śmierci – to właśnie ten chłopiec pierwszy wyciąga rękę po pomoc.
Nie prezes.
Nie żołnierz.
Nie „twardy facet”.
Chłopiec, który chce być zobaczony.
Nie oceniony.
Nie poprawiony.
Zobaczony. Usłyszany.
I terapia wtedy nie jest rozmową o chorobie.
Nie jest rozmową o żalu.
To jest rozmowa o życiu, które chciało być kochane.
O życiu, które próbowało.
Czasem nieporadnie.
Czasem nieskutecznie.
Ale naprawdę próbowało.
I to jest najpiękniejsze.
Bo mężczyzna odchodzi wtedy z poczuciem, że nie był tylko wykonawcą zadań, filarem rodziny, trybem w mechanizmie świata.
Może odejść z poczuciem, że żył i że naprawdę był człowiekiem.
Z sercem.
Z lękiem.
Z miłością.
I że to wszystko miało znaczenie.
W takiej sytuacji żaden z nas nie powinien być sam
Jeżeli to czytasz i czujesz, że coś w Twoim życiu zatrzymało się w miejscu — to chcę, żebyś wiedział jedno: nie musisz przechodzić przez to sam. Naprawdę nie musisz. To, że się boisz, że czujesz bezradność, że nie wiesz, co dalej — to nie jest słabość. To jest człowieczeństwo. I masz prawo o nie zadbać. Wsparcie psychologa czy psychoterapeuty to nie jest proszenie o ratunek, to nie jest kapitulacja. To jest wyciągnięcie ręki po to, żeby ktoś pomógł Ci unieść to, co teraz jest zbyt ciężkie, żeby pomógł Ci opowiedzieć Twoją historię tak, żebyś usłyszał, ile wartości naprawdę było w Twoim życiu. Twoje życie nie musi kończyć się w samotności. Możesz być widziany. Możesz być wysłuchany. Możesz być takim, jakim jesteś — bez masek, bez udawania, bez obowiązku bycia silnym. I dopóki jesteś tutaj, dopóki oddychasz, dopóki czujesz — masz prawo poprosić o to, żeby ktoś poszedł ten kawałek drogi razem z Tobą. Nie zamykaj się. Naprawdę nie musisz walczyć sam.
chcesz wiedzieć więcej?
Sprawdź jaką pomoc mogą zaoferować Ci doświadczeni psycholodzy, psychoterapeuci i psychotraumatolodzy. Napisz na: rejestracja@PROzytywnie.pl
„W obliczu śmierci mężczyzna nie potrzebuje już bohaterstwa. Nie musi nic udowadniać, nikogo ratować, niczego zdobywać. Najgłębiej pragnie tylko jednego — usłyszeć, że jego istnienie miało znaczenie. Że ktoś widział jego wysiłek, jego walkę, jego ciche noce pełne lęku i dni, w których szedł dalej mimo zmęczenia. Że to, jak kochał, jak próbował, jak czasem przegrywał, ale wstawał — zostawiło ślad w sercach tych, którzy pozostają. To jest prawdziwa odwaga mężczyzny u kresu: pozwolić, by ktoś zobaczył w nim człowieka, a nie tylko rolę, którą pełnił.”
– Sebastian Antonowicz, psycholog-psychoterapeuta